Granaty w drodze. W Parku Narodowym Skuleskogen.

Ostatnimi laty sporo przemieszczamy się “za pracą”. Upatrujemy w tym możliwości poznawania nowych miejsc i krajów niejako przy okazji. Gdy zatem docieramy w nowe miejsce, w dość naturalny sposób skupiamy się najpierw na poznaniu najbliższej okolicy. Krążymy po niej, zataczając coraz większe kręgi. Im dłużej gdzieś pozostajemy, tym większy teren finalnie uznajmy za “zapoznany”.
Kiedy więc po przybyciu do Szwecji, na horyzoncie stanęło nam 8 dni czasu do zagospodarowania, bez wahania postanowiliśmy zostać i pokręcić się w rejonie Höga Kusten, czyli tam gdzie obecnie zamieszkaliśmy.

Dlaczego? Z powodu wymienionego wyżej, ale także dlatego, że Höga Kunsten, czyli Wysokie Wybrzeże, to wyjątkowe miejsce, wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Zainteresowanych odsyłamy do źródeł, tu nadmienimy jedynie, że unikatowy charakter tego terenu wynika z faktu, iż nadal trwa tu proces geologiczny, zapoczątkowany 10000 lat temu. Po ustąpieniu lodowca, który w tej okolicy sięgał 3000 m grubości, sprasowany pod jego ciężarem ląd zaczął się “rozprężać” i unosić w górę. Obecnie “rośnie” około 8 milimetrów rocznie i uznaje się, iż to najszybciej rosnący fragment lądu na całej kuli ziemskiej. Tutejszy krajobraz powoli, ale wciąż się zmienia. Niektóre szczyty w pobliżu wybrzeża były kiedyś wyspami, a naukowcy nadal odnajdują ślady dawnego wybrzeża w wielu miejscach, często znajdujących się obecnie na 100 czy 200 m.n.p.m. Fescynujące jest wędrowanie pośród szczytów gór na poziomie 200/300 m.n.p.m, oddalonych od obecnego wybrzeża czasem nawet o kilka kilometrów i jednocześnie obserwowanie gołoborzy, które były kiedyś dnem morza.

Höga Kusten rozciąga się na ponad 100 km wzdłuż wybrzeża. Naiwnie 😜 myśleliśmy więc, że tydzień wystarczy nam na objechanie całego regionu, odwiedzenie Parku Narodowego i kilku rezerwatów jakie się tu znajdują. Pomyśleliśmy, by to zrobić jeszcze przed szczytem sezonu turystycznego, podczas którego przybywa tu ponoć sporo osób.

Jak to się skończyło? Jak zwykle u nas 😜. Zaczęliśmy eksplorację od położonego w północnej części Höga Kusten Parku Narodowego Skuleskogen i utknęliśmy w nim na tydzień. Nie żałujemy ani jednej godziny tam spędzonej, choć pokrywa on zaledwie niewielką część terenu, jaki mieliśmy w planach zobaczyć.

Co nas tam zatrzymało? Piękna przyroda i wyjątkowy krajobraz, na które składają się skalne wzgórza, stary las świerkowy sięgający wybrzeża i archipelag wysp na horyzoncie. Ponadto około 40 kilometrowa sieć szlaków i 7 chatek, zarządzanych i przygotowanych przez park narodowy, dostępnych dla każdego, w których można przenocować.

Wyprzedzając zatem fakty 😉, nasz pobyt w PN Skuleskogen można podsumować kilkoma określeniami: wędrowaliśmy szlakami, spaliśmy w sercu parku, paliliśmy ogniska, obserwowaliśmy ciemne niebo i zorzę polarną. I choć aura była raczej zimowa, to był to świetny czas spędzony na łonie natury…
Wracając do szczegółów. Do Parku Narodowego Skuleskogen można dostać się trzema “wejściami”: południowym, północnym i zachodnim. Przy każdym z nich znajduje się parking, toalety kompostujące, śmietniki i punkt z tablicami informacyjnymi oraz papierowymi mapami do pobrania.

Wejście Południowe posiada parking dla kamperów i jest dostępne cały rok. Wejście zachodnie jest najłatwiej dostępne z autostrady i przygotowane zostało dla osób niepełnosprawnych. Poprowadzono tam, na specjalnych podestach, kilkusetmetrowy szlak prowadzący do punktu widokowego, z którego rozciąga się panoramiczny widok na Wysokie Wybrzeże. Wejście północne zimą jest niedostępne.

Wejścia do parku są bezobsługowe, a Centrum Obsługi Turystów o dźwięcznej nazwie “Naturum”, gdzie można zasięgnąć wszelkich informacji, znajduje się kilka lub kilkanaście km od każdego z wejść, u stóp góry Skuleberget.
Wstęp do parku, zgodnie z zasadą szwedzkiego powszechnego dostępu do natury, jest bezpłatny. Co ciekawe, w przeciwieństwie do polskich parków narodowych, można tam wędrować poza szlakami. Rozbijanie namiotów w okresie od 1- go maja do końca września jest możliwe w wyznaczonych miejscach, a w pozostałym okresie wszędzie. (Inna sprawa, że teren jest mało dostępny i wymagający, potrzeba zatem pewnego wysiłku i umiejętności, by to zorganizować. Nie ma więc raczej obaw o nalot tłumów 😜).

Tematem, który szczególnie nas zelektryzował, były wspomniane wyżej chatki, rozsypane po terenie całego parku, często w dość odosobnionych miejscach. Wyposażono je w podstawowy sposób: w łóżka, stół z krzesłami i piecyk typu “koza”. Nie ma w nich co prawda prądu i wody, ale jest za to przygotowane drewno do ogrzewania, miejsce do palenia ogniska i toalety kompostujące tuż obok. Do chatek prowadzą oznakowane szlaki i jest możliwe zaplanowanie kilkudniowej trasy z noclegami w kolejnych chatkach. Zgodnie z zasadami nie można zarezerwować pobytu w nich, ale za to nocleg jest za darmo. Działa zasada “kto pierwszy, ten lepszy”. Można spędzić maksymalnie dwie noce w jednej. Trzeba też być gotowym na dzielenie przestrzeni z innymi osobami, gdyż są one przystosowane dla 4-9 osób (w zależności od chatki). My finalnie odwiedziliśmy wszystkie siedem domków 😜 a spaliśmy w dwóch z nich.

Wybraliśmy się na trzydniową wycieczkę do serca parku. To była dla nas prawdziwa gratka. Spakowaliśmy do plecaków zimowe śpiwory i ubrania, zapas jedzenia, filtr do wody, by móc pozyskać ją ze strumieni na terenie parku i ruszyliśmy na szlak. W planach mieliśmy nocleg w jednej z chatek na wybrzeżu a następnie w kolejnej, położonej w wyższych partiach parku, nad polodowcowym jeziorem.
Oba miejsca okazały się być zjawiskowe, a czas w nich spędzony – wyjątkowy.

W pierwszej chatce, ku pewnemu naszemu zaskoczeniu, nocowaliśmy w towarzystwie dwóch dziewczyn z Francji. Nasze zaskoczenie wynikało z faktu, że w ciągu kilku dni pobytu w tej okolicy spotkaliśmy zaledwie kilka osób i to głównie na parkingach, a nie szlakach. O tej porze roku trwa tu jeszcze głęboki “pozasezon”😉, większość “atrakcji” jest nieczynna (łącznie z Centrum dla Odwiedzających Region Höga Kusten). Prawdopodobieństwo spotkania kogoś w tej konkretnej chatce było zatem niewielkie, ale się zdarzyło😀.

Kolejnej nocy, spędzonej w domku nad jeziorem, chyba najbardzej oddalonym od “cywilizacji” spośród wszystkich siedmiu, byłyśmy sami. O poranku odwiedziło nas za to dwoje pracowników Parku Narodowego, którzy byli w trakcie wiosennego obchodu szlaków. To było bardzo ciekawe spotkanie, mieliśmy okazję zadawać nurtujące nas pytania i uzyskiwać odpowiedzi prosto ze źródła.

Wędrując szlakami obserwowaliśmy otaczającą nas przyrodę. Las porastający teren parku jest stary, choć z powodu trudnych warunków glebowych, sporo drzew: głównie sosen, brzóz i świerków, osiąga niewielkie rozmiary. Wyrastają często spomiędzy głazów i mając płytkie systemy korzeniowe narażone są na powalenie przez wiatr.
Dotarliśmy też do największej osobliwości parku, czyli wąwozu Slåttdalsskrevan będącego ogromnym pęknięciem litej skały, z której zbudowane jest całe Höga Kusten.

I na koniec, dopelnieniem wrażeń była zorza polarna, która zechciała się pokazać i wykonać taniec nad naszymi głowami. Prawdziwi z nas szczęściarze 😀, że mogliśmy obserwować to zjawisko w niezanieczyszczonym światłem miejscu.
Gdy startowaliśmy na szlak wiosna była w rozkwicie. Towarzyszył nam śpiew ptaków i pola rozkwitłych przylaszczek. Gdy po trzech dniach z niego wracaliśmy, wróciła zima i śnieg, który zacinał momentami w twarz. Jak to się mówi: kwiecień, plecień… Tu, na Północy, plecie chyba jeszcze bardziej. Nam jednak nie zepsuło to ani nastrojów, ani zabawy. Ostatnimi czasy mało mieliśmy okazji obcować z “prawdziwą” zimą, więc będąc przygotowanym na chłody po prostu cieszyliśmy się nią.

Finalnie, po powrocie do Granatobusa zostaliśmy w parku przez kolejne dni. Trochę wędrowaliśmy po szlakach, wieczory spędziliśmy przy ognisku lub w przytulnym wnętrzu naszego domku na kółkach. Mimo intensywności pobytu, nadal nie odwiedziliśmy wszystkich jego zakątków. Przyjdzie zatem jeszcze tu wrócić. Daleko nie mamy… 😜


Zawsze przed podróżą zabiezpiecz siebie i swój bagaż Ubezpiecz się